Autor Wiadomość
Threzgol
PostWysłany: Pią 15:06, 07 Lip 2006    Temat postu: Przepowiednia

Zacząłem to pisać na forum EGC.

PRZEPOWIEDNIA
PROLOG



Był piękny słoneczny poranek. Mgła, która opadła na Fernondon, została przewiana przez wiatr. Pobudzone do życia miasto rozgorzało rozmowami. Nie było to jednak miasto ludzi, lecz… elfów. Elfowie rzadko zakładali miasta, a chyba nawet nigdy. Nie znam innego przypadku prócz plemienia mieszkającego nad Morzem Eleny’i. Eleny’a była córką dawnego króla elfów - Ithajala. Ojciec nie chciał pozwolić córce na wypady przeciw orkom, tymczasową, zanikającą plagą. Była jednak zbyt dumna, by pozostawać zawsze w cieniu wojowników. Całymi dniami rozmyślała nad sytuacją z orkami. Pewnej nocy uciekła konno na wschód, gdzie wiedza geograficzna elfów była skromna i nie wiedzieli, co ich tam może czekać. Eleny’a doszła do wniosku, że tam znajdzie rozwiązanie problemu z orkami. Jednak po tygodniu jazdy dotarła do morza. Było ono dla niej nie lada przeszkodą. Zawróciła i chciała udać się powrotem do domu, jednak ujrzała bandę orków. Zaczęła uciekać. Jednak orkowie byli coraz bliżej. Nagle z lasu wybiegła banda elfów na koniach i z łukami w rękach.
Właśnie wtedy nowo odkryte morze zostało nazwane Morzem Eleny’i.
Wracając jednak do naszej opowieści… Elfowie krzątali się, ale pewien mężczyzna o imieniu Denrod spał nadal. W śnie prześladowała go twarz starca… człowieka. Powtarzała wciąż Oto te słowa:
Elfia ojczyzna umiera,
Podziemna moc was ratuje,
Podziemia miasta Gernlownum,
Skrywają swą tajemnicę.
Udaj się tam dostojny elfie,
Wojownik potrzebny nie lada,
Zaufaj swym towarzyszom,
Inaczej będzie Ci biada.
Weź czterech towarzyszy,
Młodość Ci siły doda,
Przyjmywój rady przyjaciół,
Elficka moc w końcu pryśnie…

Tak minął poranek. Elf obudził się zgrzany potem. Wstał i zobaczył dwóch przyjaciół – Ferninda i Terena – pochylających się ponad nim.
- Dobrze się czujesz? –zaczął Ferninda
- Tak… Chyba… - odpowiedział Denrod
- Coś przed nami ukrywasz. –rzekł Teren – Jestem tego pewien. Wiesz, że przede mną się nic nie ukryje.
-Dobra. Opowiem wam o tym, co mi się śniło.
Opowiedział im o „przepowiedni”, którą usłyszał z ust starca.
-Wydaje mi się, że powinieneś udać się do Starego Urnila. On się zna na podobnych rzeczach. –postanowił Teren
-Myślisz, ze NAS do niego dopuszczą? –zapytał się szczerze Ferninda.
-Trzeba spróbować… -westchnął Denrod.


PRZEPOWIEDNIA
Rozdział Pierwszy
Czterech towarzyszy




Szli na drugą stronę olbrzymiego miasta. Po drodze jednak zagawędzili zagawędzili gospodzie „Pod Białym Wierzchowcem”. Zamówili po kufelku przezroczystego trunku dirindiru. Był mocniejszy niż żaden znany ludziom trunek, lecz na elfach nie robił większego wrażenia niż na ludziach piwo. Usiedli przy stoliku obok szynkwasu i zaczęli szeptem rozmawiać o śnie. Od czasu do czasu, który jednak łykał trochę dirindiru.
W końcu wyszli z karczmy, a południowe słońce świeciło im w twarz.
-Co nam strzeliło do głowy?! Zasiedzieliśmy się tyle, a czasu nie ma do stracenia! – Krzyknął oszołomiony Teren, gdy zobaczył pozycję słońca.
-Musimy się spieszyć.-Dziwnym tonem rzekł, Ferninda.
-Według mnie teraz i tak jeszcze sobie z nim nie porozmawiamy – odrzekł spokojnie Denrod.– Nie spieszmy się.
Niewiedząc, czemu posłuchali rady Denroda. W końcu doszli do domu Starca, którego chcieli prosić o radę. Domem jednak tego nazwać nie można było-budynek ten był bardzo wielki, w środku mieszcząc wiele mieszkań strażników pilnujących starego mędrca-Urnila.
Pod drzwiami wejściowymi nie było nikogo. Gdy jednak podeszli bliżej, zobaczyli dwóch strażników z płaszczami koloru ściany budynku.
-Czego tu chcecie? – Warknął spode łba jeden ze strażników celując z długiego łuku w serce Denroda.
-Spokojnie! Chcemy zobaczyć się z mędrcem. –Odpowiedział elf patrząc w grot wycelowany w swoją pierś.
-Ha! I myślicie, że tak łatwo się wam to uda? –Odpowiedział strażnik.
-Wpuśćcie ich! –Nagle zawołał jakiś niski głos dochodzący z wnętrza budynku.
-Dobrze, wchodźcie. –Z rezygnacją powiedział strażnik.-Poprowadzę was.-Po czym otworzył drzwi.
Prowadził ich przez ogromną halę. Wokół widać było drzwi, a na środku hali wznosił się kolejny budynek-dom mędrca. Otworzył drzwi i ich poinformował:
-Wejdźcie, tylko niczego nie dotykać!
Budynek budynku było około sześciu elfów. Jednak nie wszystkie pochodziły z tutejszego plemienia elfów wysokiego rodu. Widać w nich było obcość. Dwóch pochodziło z południowych lasów, sądząc wyglądu ich szat, wtapiającego się w otoczenie. Trzech pochodziło z tego miasta, lecz… jeden był drowem - mrocznym elfem. Nikt na nich nie zwracał uwagi prócz drowa, który nadchodził od strony wielkiego zbioru ksiąg.
-Nazywam się Egharuz. –Ponurym głosem powiedział mroczny elf. –Sądzę, że to wy chcecie zobaczyć się, z Urnilem?
-Tak -Odpowiedzieli mu wszyscy równocześnie.
-Chodźcie za mną
Po tych słowach udali się schodami w dół. Znajdywał się tam długi korytarz na końcu, którego znajdywały się dwa kamienne fotele, obłożone miękkimi poduszkami, by siedzącemu było bardzo wygodnie. Jeden był położony na wprost od schodów na kamiennym podeście, drugi na prawo od niego, ułożony był już poza podestem-właśnie ten był pusty. Na tym wyższym siedział Urnil. Był to stary, jak na rachubę czasu elfów, ich współplemieniec. Na jego twarzy widać było liczne zmarszczki, a także smutki i troski, radości i zwycięstwa, minionych wieków… W prawej ręce ściskał niebieską, pięknie rzeźbioną różdżkę.
Drow usiadł na niższym fotelu, po czym Urnil zapytał się ich bez ogródek, nawet nie pytając, co się stało.
-Kiedy zamierzacie wyruszyć? –Widząc ich oszołomione twarze powiedział.- Niezbyt ostrożnie zachowywaliście się w karczmie.
-Zaraz po rozmowie tobą, mędrcze. –Zaczął Denrod.- Co na możesz poradzić?
-Przenikłem już serca twych przyjaciół magią. Jestem pewien, że cię nie opuszczą. Musicie nauczyć się siły woli. Wasze umysły są młode, i jeszcze nie dojrzałe. Ale co ja bym radził? Ano według mnie jest to bardzo niebezpieczna wędrówka. Wyposażenie już zdążyłem wam przygotować. –Kończył powoli, nie zwracając uwagi na ich zdziwione twarze.- Jestem pewien, że po drodze znajdziecie czwartego towarzysza. Trzeciego już tu macie. Egharuz-jest dość młody jak na maga i bardzo utalentowany. –Dopiero teraz zauważyli, że Drow trzyma w ręku białą różdżkę.-Miasto, o którym mówi legenda jest już zniszczone… Będziecie musieli znaleźć wejście do niego sami. Możliwe, że już nie istnieje. I jeszcze coś. Vernor przyszedł tutaj. To on usłyszał wasza rozmowę. Macie już czwartego kompana.-Po tych słowach z bocznej salki wyszedł młody znajomy im mężczyzna-nie elf… Człowiek.



Przepowiednia
Rozdział Drugi
Gernlownum


-Vernor! - krzykneli wszyscy po czym zaczął Denrod.
-Skąd się tu wziąłeś? Przecież nie powinieneś opuszczać posterunku w Fernodazm!
-Ehhh... Przegrywamy wojne z orkami. Fernodazm zostało zrównane z ziemią. Znaczna przewaga wrogów nas z tamtąd wypędziła. Niektórzy, w tym ja, pobiegliśby po posiłki. Naszczęście większość domów była nietknięta przez wojnę. Musiałem udać sie do was z tymi wieściami.
-Mędrzec - zaczął pytanie Teren - już powiedział Ci o wszytkim? Jesteś gotowy, by wyruszyć.
-Tak, opowiedział mi o wszystkim. Jednak gotowy jeszcze nie jestem, tak jak wy. Chodźcie za mną.
Ruszyli ku bocznym drzwiom. Otworzyli je i ujrzeli wspaniałe zbroje. Niektóre Były złocone, inne wysadzane drogimi kamieniami, jednak ich uwagę przykuły wykonane z irihlmu. Wykonane z bardzo małych pierścionków, były lekkie i wytrzymałe. Elastyczne jak cienka kuszulka, a przy tym miękkie prawie jak jedwab. Gdy jakaś nieprzyjacielska osoba lub potwór znajdywała się w pobliżu zbroja zmieniała barwy na kolor otoczenia, tak, że była prawie nie widoczna, a z pięćdziesięciu metrów już nawet bystre oczy leśnego elfa nie mogły jej zobaczyć. Każdy założył ją na siebie oprócz jednego drowa tłumaczącego się, że nie będzie mu potrzebna. Każdy jednal (razem z magiem) wybrał sobie pięknie zdobiony miecz, wysadzany kamieniami szlachetnymi, oraz zapisany runami. Wyruszyli w końcu z domu mędrca, który rzekł na porzegnanie:
-Niech Gernizhon was strzeże!
Denrod dopiero teraz zważył na to, ze przecież nie znają drogi! Już chciał się o to zapytać drowa, lecz ten jakby czytając w jego myślach, powidział:
-Ja was poprowadzę. Nie bójcie sie przez pierwszy tydzień naszej wędrówki. W tym obszarze żaden wróg się nie zapuści.
Jednak słowa te nie poprawiły mu humoru. Wiedział, ze dni będą ciągły mu się strasznie długo.
Tak jak czarodziej zapowiadał przez tydzień nic im się nie przydarzyło. Brak przygód. Niepokoiło ich to trochę. Cały czas szli bardzo starym, w częsci zarośniętym gościńcem. Wiedzieli, że będą musieli jeszcze długo iść. W końcu Eleny'a na popędzanym koniu dobiegła w tydzień do okolic ich miasta!
Po południu zeszli z gościńca co mag tłumaczył krótszą drogą. Był to tak naprawdę wielki las, w którym można było znaleźć Herony, olbrzymie pająki. Właśnie tam mósiał ich poprowadzić! Wieczorem byli już skonani po walkach z pająkami.
Wędrowali w ten sposób trzy dni w końcu wyszli znów na gościniec. Widok nie był przyjemny. W oddali słychać było orkowe bębny, a dalekie sywetki zwiastowały im najgorsze. Zeszli znów z gościńca i przeszli przez mały w tym miejscu Las Deonred. W tym miejscu na ich szczęście nie było tutaj olbrzymich pajęczaków. Przebyli Strumień Ithajala przez bród po czym wędrowali południowym brzegiem. W końcu zatrzymali się przy stromej skarpie. Nie mogli iść dalej. Brzeg, którym wędrowali był nie do przejścia,chyba że... Nagle czarodziej wypowiedział jakieś niezrozumiałe słowa po czym wszyscy unieśli się w powietrze. Teren w zabawie zaczął wirować w powietrzu jak bąk. Mroczny elf jednak kazał by szybko wlecieli na górę, bez ociągania się. Gdy już się tam znajdywali był wieczór, a drow wypowiedział anty-zaklęcie. Wszyscy opadli na stopy oprócz wirującego Terena, który upadł na głowę.
-Zrobiłeś to specjalnie! - krzyknął elf, po czym wszyscy się zaśmiali.
Widok stąd rozciągał się na wszelkie strony przepiękny, oprócz jednego. Widok ten ukazywał ruiny, niegdyś przepięknego miasta. Rozchodziły się po nich wielkie czarne sylwetki nieprzyjaciół...



[b/]PRZEPOWIEDNIA
Rozdział Trzeci
Podziemne lochy i labirynt. [/b]

-Dzisiejszą noc możemy przespać spokojnie -rzekł Egharuz.
-Ale... Jeśli orkowie tutaj wejdą? Przecież ich szamani mogą pomóc im tu się dostać! -Odpowiedział na słowa drowa Denrod.
-Nie wejdą. Poza wysokością, to miejsce jest chronione przez dawną elficką magię. W mieście wygasła, lecz tu nadal czuję jej moc. Rzadna zła istota tutaj się nie dostanie.
-Dobrze, wierzymy ci na słowo.
Po tych słowach ułożył się na ziemi, głową opierając się o twardy kamień. Zapadł w niespokojny sen przypominający mu o przepowiedni. Jednak nie tylko to śniło się mu. Widział obrazy różnych miejsc... Podziemnego labiryntu, drogi na zimnych pustkowiach, ludzi owiniętych grubymi futrami oraz góry, nad którymi latały... smoki.
-Już dobrze! Dobrze! -powiedział Teren.- Miałeś jakiś koszmar, tak?
Denrod obudził się cały zgrzany i zalany potem. Przed nim klęczał odwrócony tyłem mag "smażący" czarodziejskim ogniem mięso. Wokło niego leżało pięć misek, do których nakładał jedzenia.
-Zjedz sobie śniadanie. Jeśli nie jesteś głodny to orkowie zrobią to z chęcią za ciebie -uśmiechnął się Egharuz.
Po szybkim śniadaniu Denrod udał się na skraj "Bloku Skalnego" jak nazwali to miejsce elfowie w dawnych czasach. W tamtej starożytnej mowie brzmiało dosłownie: Linesada Old'ia. Widok poranny sięgał dalej niż nocą. Widział ruiny wspaniałego miasta, po którym rozchodziła sie z setka orków.
-Nie znajdziesz gołym okiem wejścia do podziemi. Zamknij oczy -powiedział czarodziej, który stanął koło elfa.
Denrod posłusznie zamknął je, po czym odczuł jak mroczny elf dotyka jego twarzy. Zaczął przesówać po niej swe mahoniowe palce szepcząc jakieś niezrozumiałe słowa.
-Spójrz w głębię swej duszy. Nie używaj ciałą. Moje zaklęcia tylko ci pomogą, jednak to musisz zrobić sam. Gdy ci się uda skoncentruj się na tym punkcie. Zobaczysz to co chcesz zobaczyć. Jeśli nie będziesz chciał, to nawet zaklęcia ci nie pomogą. Uwierz w siebie i spójrz w głębię swej duszy.
Młody elf skoncentrowany i spięty nagle poczuł rozluźnienie. Poczuł nagle zamęt w myślach po czym ujrzał obraz stojącego obok niego czarodzieja. Miał jednak oczy zamknięte. Jego zwrok padł na krawędź "Bloku". Nagle jego zwrok szybko powędrował do miasta, opanowanego przez orki. Widział orka idącego wprost na niego, ale ten po prostu przez niego... przeszedł. Odwrócił zwrok w drugą stronę. Na krawędzi skały widać było dwie sylwetki. powędrował znowu nieznaną ścieżką ku zniszczonej fontannie. Nagle ujrzał wszystko w barwie żółci. Przed fontanną nagle pojawiła się klapa. Była nie widoczna dla zwykłego oka, jednak oko duszy prawdopodobnie pozwalało ujrzeć rzeczy magicznie ukryte. Przeleciał przez właz i jego widok przysłaniała ciemność. kolor widoku zmienił się na biały, pozwalając oglądać podziemia. Leciał wziąż na wprost spoglądając na ściany. Były to jakieś lochy. Gdy w końcu udało mu się przelecieć cały ciemny korytarz, ściany przybrały koloru żółtego. Wszędzie było pełno zakrętów i ślepych uliczek.
To był labirynt.
Nagle otworzył oczy i znów znajdywał się na krawędzi "Bloku". Poczuł się okropnie zmęczony i runął do tyłu.
-Wiem, to okropnie męczy. Teraz przynajmniej wiesz co cię czeka -powiedział to mroczny elf, który przy nim przyklękł.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group